środa, 19 listopada 2014

Rabat stolicą Maroka

Zwiedzamy sobie stolicę Maroka. Z dworca głównego kierujemy się do pierwszego celu naszej wizyty – jednego z najbardziej znanych i fotografowywanych zabytków – mauzoleum Mohammeda V i ruin meczetu Hassana. Co poza tym warto tu zobaczyć?


Rabat od 1912 r. jest stolicą Maroka w protektoracie francuskim a od 1956r. – niepodległego państwa. W 2012 r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Jest drugim co do wielkości miastem Maroka i wraz z sąsiednią miejcowością Salé liczy ok 1,7 mln. mieszkanców. Leży nad Atlantykiem u ujścia rzeki Wadi Bu Rakrak. Od największej Casablanki dzieli go ok 100km.


Mimo wszystko wydawał mi się niewielkim miastem. Jest upalny lipcowy dzień, mało ludzi na ulicach. Mimo, że to czas wakacji turystów tego dnia też jakoś niewiele. Super, bo nie ma tłoku i pośpiechu.


Jedziemy taksówka. W Rabacie małe taksy mają kolor niebieski. Tak jak w Casablance są to Seaty lub Peugeoty. Do wybory mieliśmy też duży biały Mercedes. Niby wiekszy komfort ale musielibyśmy dzielić go z innymi obcymi pasażerami. Gdyż do Merca wchodzi tyle osób ile się zmieści, czyli nawet więcej niz 5. Jest nas mała grupa, więc wybieramy Petit Taxi.

Jesteśmy na miejscu. Mauzoleum królów znajduje się na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na pobliski park, rzekę, Ocean, Salé oraz starą medynę Oudaya, do której udamy się później. Po obu stronach bramy stoją strażnicy na koniach.


Na samym wejściu wita nas  guerrab, czyli roznosiciel wody. To taki dziadek co nosi wielokolorowy kostium, ogromny kapelusz i obwieszony jest amuletami, khamsami, dzwoneczkami i ma wiele akcesorii zrobionych z cyny. Ma „termiczny” worek z koziej skóry, w którym znajduje się zimna woda. Za klika dirhamów da się jej napić oraz pozwoli zrobić ze sobą zdjęcie. Dzwoni dzwonkami by zaznaczyć swoją obecność i zaprosić do napicia się.


Postać ta kojarzona jest głównie z placem Jemaa El Fna w Marrakeshu, ale Rabat też ma swojego. W przewodnikach o Maroku pisze, że jest on tylko atrakcją dla turystów. Ale widziałam juz pare guerrabów w nieturystycznych dzielnicach Casablanki. Okazuje się, że ten w Rabacie jest jedyny i ma chyba od wielu lat monopol na to miejsce. Nie ma tu innych.

Co do robienia zdjęć ludziom, Marokańczycy chcą w zamian pieniądze albo skorzystanie z ich usług. Inaczej nie życzą sobie pstrykania a tym bardziej publikowania w sieci. Jak się potem okazało, wizerunek tego guerraba pojawia się wszędzie. To z racji tego, że jest tu jedyny i wszyscy co go spotkają, piją od niego wodę i fotografują się z nim. Kilka godzin później wpadła mi w ręce pocztówka z Rabatu z jego zdjęciem. Innym razem przeszukiwałam Internet by znaleźć jakieś informacje o Maroku i... wszędzie pojawia się ten sam pan. Nie tylko w przewodnikach ale i na prywatnych stronach i blogach podróżniczych. Widocznie jest tu bardzo znany.

Następnie spotykam panią ze strzykawką i naturalnymi farbami chcącą zrobić mi hennę. Aby poziękować, pokazuję jej moją pomalowaną rękę i nogę, na znak że już to mam.


Wchodzimy na plac kompleksu zabytkowego. Przechadamy się pomiędzy rzędami białych kolumn. To pozostałości po nieukończonym meczecie Hassana z XII w. Budowano go dla uczczenia zwycięstwa ówczesnego kalifa Jacuba Jusufa Al-Mansura z dynastii Almohadów w bitwie pod Alarcos nad królem Kastylii Alfonsem VII. Za panowania tego władcy powstało wiele budowli sakaralnych m.in. Kotoubia w Marrakeszu. Po jego śmierci przerwano budowę meczetu w Rabcie. Gdyby został ukończony miałby 80 metrowy minaret i byłby najwyższym meczetem na świecie w tamtych czasach. Dodatkowo w 1755r. trzęsienie ziemi zniszczyło to co zostało już zbudowane. Pozostały tylko te białe kolumny, część murów, medresa oraz pomarańczowy minaret Wieża Hassana. W miejsce schodów ma on spiralną rampę aby można było wjechać konno na szczyt.


Po drugiej stronie mamy białą kwadratową budowlę ze zdobionymi łukami oraz z dachem w kształcie zielonego trójkąta. To mauzoleum Mohammeda V – dziadka obecnego króla Maroka Mohammeda VI. Pochowano tam też jego dwóch synów – poprzedniego króla Hassana II zmarłego w 1999r. oraz Mulaja Abdullaha.


Marokańczycy pielgrzymują do grobowca aby oddać cześć królom i pomodlić się za nich. Natomiast turyści aby poznać marokański szacunek do króla oraz podziwiać arabską architekturę. Rzeczywiście wnętrze mauzoleum robi wrażenie. Jest wielką otwartą przestrzenią. Sarkofagi znajdują się w dolnej części a odwiedzający oglądają je z balkonów. Najbardziej niesamowita jest ogromna złota kopuła pod dachem z tymi zdobieniami, całym rękodziełem a nawet witrażami. Architekt budowli jest pochodzenia wietnamskiego.


Zwiedzamy jeszcze przyległy do mauzoleum meczet, tzn z zewnątrz bo nie każdy może do niego wejść. Tym bardziej, że rozpoczynały się modlitwy.


Przechodzimy przez park w stronę rzeki. Jest on pełny zieleni, kolorowych kwiatów oraz fontann zdobionych kolorowymi wzorami ułożonymi z ceramiki. Na rzece pływa masa łodzi rbackich a na brzegu stoją urządzenia budowlane. Robią jakieś nowe inwestycje. Unowocześniają miasto czy regulują rzekę.


Udajemy się aleją palmową do najstarszej dzielnicy Rabatu – cytadeli Kasbah Oudaya, utworzonej w 1105 r. przez dynastię Almohadów. Kiedyś znajdowała się tu twierdza, baza wojsk, w której przygotowywano się do wojen z Hiszpanią. Tutaj też w XVII przybyli moryskowie, czyli muzulmańscy uchodzcy wypędzeni z Andaluzji przez chrześcijańskich władców. Zajmowali się rzemiosłem i rybołówstwem a także piractwem i handlem niewolnikami, na czym miasto całkiem dobrze się dorobiło.


Oudaya położona jest ona na wzgórzu pomiędzy plażą nad Atlantykiem a rzeką. Za wielką bramą cytadeli z arabskim łukiem znajduje się labirynt wąskich uliczek oraz domków w kolorze biało – niebieskim. Pięknie tutaj. Uliczka raz biegnie pod górkę, a raz schodzi w dół.


Pojawia się jakiś mężczyzna – tubylec robiący za przewodnika i proponuje nam swoje usługi. Zgadzamy się, bo jeśli możemy mu ufać to nie zabłądzimy. Zobaczymy. Chodząc pomiędzy murami i domamy natrafiamy na montażystów składających szynę pod kamerę. Plan filmowy. Będą coś kręcić. W końcu Maroko bardzo często służyło za piękną scenerię dla wielu filmów.


Zewsząt otacza nas kolor błękitny o różnym natężeniu, bluszcz zwisający z murów, wyroby ceramiczne wystawiane na ulicach przed domami oraz... koty. Całe mnóstwo kotów. A ja jako kociara nie mogę się powstrzymać od próby pogłaskania i zrobienia im kilku zdjęć :)


Wiele domów ma swoje nazwy. Nad ich drzwiami widnieją tabliczki z napisem „Dar (po arabsku znaczy „dom”)... jakiśtam”. Przewodnik pokazuje nam najładniejsze drzwi i mówi, że wiele z nich jest portugalskich lub należą do domów, zamieszkiwanych kiedyś przez morysków. Życie toczy się tu spokojnie. Kobiety wieszają pranie na balkonach, z okien dochodzi zapach gotowanego obiadu a dzieciaki bawią się na ulicach.


Przewodnik prowadzi nas na skraj cytadeli do punktu widokowego. Znowu spotykamy się z panoramą rzeki uchodzącej do Atlantyku. Widać tutaj przystań, niewielki port rybacki, plażę pełną opalających i kąpiących się ludzi oraz przylegający do plaży... cmentarz muzulmański. No tak. Maroko -  kraj kontrastów!


Później czas na średniowieczne ruiny Szalla. Udajemy się taksówką, gdyż są one trochę na uboczu miasta w dolinie rzeki. W miejscu tym kiedyś osiedlili się Fenicjanie a następnie za czasów cesarstwa rzymskiego powstało tutaj miasto. Po uznaniu władzy dynastii arabskiej mieszkańcy przenieśli się na drugą stronę rzeki na teren dzisiejszego Salé. A w miejscu tym powstała nekropolia gdzie chowano władców od dynastii Almohadów. W XIV w. wzniesiono tu mury, okazałą bramę oraz meczet. Wiele z tego zachowało się do dziś i mieliśmy okazję to podziwiać.


Ruiny znajdują się pomiędzy palmami, olwikami i wszystko wygladą trochę jak dziki,bajkowy park. Jest tu dość spokojnie i można się zaszyć, przysiąść i po kontemplować. Już od głównej bramy znowu witają nas... koty. W ruinach jest cała ich kolonia. Jedna ruda karmiąca kotka podbiega do nas kiedy zaczynamy jeść kanapki. Prosi o jedzenie. Dostaje. Potem towarzyszy nam przez cały pobyt w ruinach. Lubi ludzi. Ciekawe czy ktoś z was co był w tutaj też ją spotkał niczym guarebba sprzed mauzoleum.


Spędzamy tu trochę czasu ze względu na spokój i możliwość odpoczynku od ruchu ulicznego. Siadamy sobie w cieniu drzewa w towarzystwie kotki, mamy widok na całą dolinę rzeki Wadi Bu Rakrak. A potem kręcimy się pomiędzy kolumnami dawnego meczetu.


Zewsząt dochodzi niosące się echem klekotanie. To bociany! Wszędzie mają swoje gniazda. Na drzewach, na grobowcach a nawet na minarecie dawnego meczetu. Możliwe, że przyleciały z Polski na zimę. A jak przyszło lato nie miały ochoty i siły wracać. Bocian to polski symbol ale widywałam, go też jako... marokański. Coś mamy wspólego. Może niektóre z nich są z moich stron (zachodniopomorskie) gdzie na wioskach bocianów mamy bardzo dużo.

Jestem wnikliwą obserwatorką natury i potrafię zauwazyć w niej coś czego nie każdy dostrzega. Natrafiamy na pewne wygięte w łuk drzewo i spostrzegam, że wygląda ono jak nosorożec czy jak smok. Niesamowite. Po nas dostrzegła je grupka japońskich turystów i poszły w ruch aparaty fotograficzne. Ciekawe jak się ono ukształtowalo? Muzułmanie odkryli kiedyś inne dziwne drzewo w kształcie modlącej się postaci na dodatek zwróconej w stronę Mekki, wiec uznali je za cud. To musiał być ten sam gatunek.


Mamy jeszcze czas na pociąg, więc idziemy na chwilę pod jeden z wielu pałaców kóla. W ramach zapobiegawczej ochrony monarchy miejscowy policjant nas legitymuje. A, to tutaj jest normalne.

Rabat po arabsku znaczy „twierdza”. A po polsku?



Zdjęcia: Dorkita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)